Spotkaliśmy się pierwszy raz. w kwietniu rok temu (ponad rok od pamiętnej imprezy). I od tamtej pory. szaleństwo. W czerwcu rok temu ona przyłapała go jak wieczorem dzwonił w. piwnicy. Nakłamał jej, że dzwonił do jakiejś koleżanki. Kazała mu się. wyprowadzić (mieszkanie jego).
AGNIESZKA2212 13 listopada 2007, 22:41 Kochani!! Co zrobić żeby facet częściej mówił kocham tulił całował i ogólnie był czulszy a nawet padł na kolana To ważna dla mnie sprawa bo coś mi się zdaje że mój mężulek przestaje być mną powoli zainteresowany to chyba przez te dodatkowe 10 kilo co mi po ciąży przybyło Radźcie liczę na Was rdk214 Liczba postów: 10 21 listopada 2007, 12:31 hmmm... Aby zrozumiec faceta nie trzreba nic czytac. Wystarczy poobserwowac... Facet przewaznie robi to na co ma w tym momencie najwieksza ochote i proby odciagniecia go od tego koncza sie przewaznie zloscia... Bo jesli ma np ochote pograc na kompie czy obejrzec mecz a Wy probujecie go namowic np na kolacje przy swiecach to gwarantuje ze nic z tego nie wyjdzie. W facecie z rzadka odzywa sie cos z romantyka, ale jak juz sie odezwie... Prosta zasada...Nic na sile... Dołączył: 2007-11-18 Miasto: Liczba postów: 1065 21 listopada 2007, 14:23 Facet przewaznie robi to na co ma w tym momencie najwieksza ochote i proby odciagniecia go od tego koncza sie przewaznie zlosciaciekawe gdybym ja tak robila tylko to na co mam ochote, to dopiero konczyloby sie jego zlością .. hehehe Dołączył: 2006-07-04 Miasto: Między Brzozami Liczba postów: 14782 21 listopada 2007, 15:30 No tak, brzmi to trochę idiotycznie, bo jakoś nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek sprzątała, prała, czy gotowała z przemożnej ochoty...Poza tym należy szanować hobby męża, czy to czytanie, słuchanie muzyki, sport, czy komputer. Ale co, jeśli to zajmuje cały jego wolny czas? Jak można się nie denerwować i nie próbować go odciągać na siłę?Chyba jedynym wyjściem jest nie dopuścić do tego, od pierwszego razu prosić, tłumaczyć, a nie po paru latach. Dołączył: 2007-11-18 Miasto: Liczba postów: 1065 21 listopada 2007, 18:35 z tym padaniem do nog to chyba tylko jest w fazie zalotow a potem to juz same szare zycie w drobnymi wyskokami romantycznosci. a jak ju cos wymysli to trzeba wychwalac bo sie biedaczek zniecheci :)))))) rdk214 Liczba postów: 10 22 listopada 2007, 10:14 oj... chyba zostalem niepoatrznie zrozumiany... Chodzilo mi raczejo to,.że jak facet nie ma na cos ochoty to nie zmusicie go do tego i nie mam tu na mysli bynajmniej obowiaków domowych a sprawy takie bardziej hmmm...górnolotne... a'la wyjscie na zakupy (ktore wiekszosci wam wydaje sie fajnym zajeciem i na slie probujecie go w to wciagnac) czy jak juz wwspomnialem romantyczna kolacja... to jest mniej wiecej cos takiego jakby Was probowac zaciagnac do garazu i np kazac przygladac sie jak facet dlubie w samochodzie.... nie wiem czy podalem dobry przyklad ale staralem sie sytuacje jak najdokladniej odzwierciedlic... Anuleczka28 Liczba postów: 26 22 listopada 2007, 10:19 Witam kiedy wychodziąłm za mąż w wieku 17 lat było wspanile, kiedy urodziłąm 2 dzieci i przybyło mi sie 16 kilogramów i tak było wspaniale ,pewnie u Ciebie tez niestety po kilku latach coś się zmieniało...przestał mnie przytulać i mówić miłe słowa ....ale znalazłam na to sposób zaczełam bardziej o siebie dbać,a pozatym sprawiać że inni faceci zaczeli sie za mn oglądać nawet nie wiesz jak to poskutkowało odrazu zaczoł inaczej patrzeć na mnie i cząściej mówić mi kocham ale przedewszystkim pamiętaj żebyś dla niego była zawsze kochanka a nie tylko żona i matka a będziesz słyszeć więcej słów kocham...pozdrawiam Dołączył: 2007-11-18 Miasto: Liczba postów: 1065 22 listopada 2007, 13:13 Chodzilo mi raczejo to,.że jak facet nie ma na cos ochoty to nie zmusicie go do tego i nie mam tu na mysli bynajmniej obowiaków domowych a sprawy takie bardziej hmmm... rozumiem. o ile cialo mozna zmusic, zeby pozmywac naczynia o tyle nie jest latwo zdobyc sie na tworzenie wierszy o pieknej zoneczce, jesli akurat nie ma sie na to weny ( nawet jesli oczywsicie sie ja uwaza za piekna) Anuleczka, masz sporo racji. moj jak widzi, ze sie komus podobam nie potrafi rak przy sobie trzymac a zwlaszcza lubi mowic "stary, ona jest zajeta" i taki caly dumny ja w jego oczach pieknieje. czyli dbac o sibie i jeszcze raz dbac dla siebie i dla zwiazku:)))
Kiedy Jacek podzielił się tą myślą z jednym ze swoich przyjaciół, tamten roześmiał się – gdzie znajdziesz taką cudowną żonę, dzisiaj już takich nie ma. Kiedy poznał Karinę, pomyślał, że chyba myśli zbyt stereotypowo. Może nie potrzebuje gospodyni domowej. Ważne jest, żeby żona sama się o siebie troszczyła.
fot. Adobe Stock, New Africa To nie było uczucie jak z filmu. Nie trafił nas piorun, nie szaleliśmy jak dzieciaki po dopalaczach. Znaliśmy się z widzenia od kilku lat, bo pracowaliśmy w tej samej firmie, choć w dwóch różnych oddziałach. Zawsze się peszyłam na jego widok. Miałam ochotę do niego zagadać, ale byłam zbyt nieśmiała. Jak się okazało, on również. Dopiero gdy firma rozwiązywała komórkę, w której pracował, uznał, że raz kozie śmierć. Podszedł i zaprosił mnie na kolację. Pomyślałam: Co mi szkodzi. Nawet jak nie wypali, potem unikniemy niezręczności, bo już nie będziemy na siebie wpadać w pracy. Ale wypaliło i ze spotkania na spotkanie mieliśmy coraz większą ochotę zobaczyć się kolejny raz. Nasze uczucie rozwijało się powoli. Oboje byliśmy nieśmiali i ostrożni, nie spieszyliśmy się, nie chcąc popełnić pomyłki. Woleliśmy zaczekać i upewnić się, że dokonujemy właściwego wyboru. Gdy w końcu przyznałam sama przed sobą, że kocham Artura, wiedziałam zarazem, że nigdy już nie pokocham nikogo innego. W tajemnicy przed nim zrobiłam badania Zamieszkaliśmy razem, zaplanowaliśmy ślub. Rozmawialiśmy o przyszłości, ciesząc się tymi rozmowami, bo oboje pragnęliśmy dużej, gwarnej rodziny, przynajmniej trójki dzieci, wesołych i nie tak wycofanych jak my. Marzyliśmy o chwili, gdy dziecko się urodzi, gdy weźmiemy je na ręce, przytulimy do serca, pokażemy światu, jaki cud stworzyliśmy… Może nie od razu po ślubie, zaczekamy rok czy dwa, nacieszymy się sobą w małżeństwie, wyjedziemy gdzieś, zobaczymy kawałek świata, znajdziemy i zadbamy o miejsce, które nada się dla większej rodziny… Konsekwentnie ten plan realizowaliśmy. Zwiedziliśmy kilka krajów, kupiliśmy domek za miastem, który remontowaliśmy. Żartowaliśmy się, że teraz kredyt złączył nas silniej niż ślub. Planowaliśmy dziecięce pokoiki, mebelki, kolor ścian, w ogrodzie miały być huśtawki, piaskownica, trampoliny… Byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Czułam się kochana i kochałam. Lepszego męża niż Artur nie mogłam sobie wymarzyć. Gdy na mnie patrzył, widziałam w jego spojrzeniu morze miłości. Nie musiał mi nic mówić. Czułam, że pora odstawić antykoncepcję, zrobić badania, przygotować moje ciało i zacząć działać. Chciałam zrobić Arturowi niespodziankę. Pokazać mu badania i… Zderzyłam się z rzeczywistością. Jedno badanie, drugie, kolejne. Ginekolog odsyłał mnie do endokrynologa, ten z powrotem do ginekologa. Zaczynałam się denerwować, tym bardziej że nikt nie chciał mi niczego konkretnego powiedzieć, tylko zlecał kolejne badanie, którego wyniki miały wszystko powiedzieć, ale nie mówiły niczego. W końcu, po zebraniu solidnej dokumentacji, pani ginekolog stwierdziła, że bardzo jej przykro, ale nigdy nie zostanę matką w sposób naturalny. Testy owulacyjne wykazały, że nie jajeczkuję. Moje hormony szalały. In vitro? Owszem, ale tylko z wykorzystaniem komórki jajowej innej kobiety. Chociaż gdyby udało się tę ciążę w ogóle utrzymać, to można by ją rozpatrywać w kategoriach cudu. Zresztą czy po tylu zabiegach i kombinacjach to w ogóle byłoby jeszcze moje dziecko? Nie zamierzałam od razu składać broni. Skonsultowałam wyniki u innego lekarza, potem u następnego. Wydałam kupę pieniędzy na wizytę w stolicy u jakiegoś profesora-cudotwórcy. Kwadrans mu wystarczył, by całkiem pozbawić mnie złudzeń. Bo on może cuda czyni, ale Bogiem nie jest. Na in vitro też mnie nie namawiał, nawet nie sugerował. – Z takimi wynikami byłoby to jedynie żerowanie na pani nadziejach. Przykro mi. Wyszłam od niego załamana i złamana. Na pół. Chciałam zrobić Arturowi niespodziankę i zostałam z niczym. Nie byłam w stanie wyznać mu, że robiłam po kryjomu takie badania i że dostałam tak fatalne wyniki. Bałam się. Umierałam ze strachu, że gdy spojrzy na mnie, w jego oczach nie będzie już tej samej miłości co zwykle. Bałam się, że spojrzy na mnie, jakbym go oszukała. Z gorzkim rozczarowaniem, jak na wspaniale opakowany prezent, który krył w sobie wybrakowany towar. Tak się czułam. Niezdatna, wadliwa, zbędna. Mój mąż widział, że coś mnie gryzie. Dopytywał, co się dzieje, ale tłumaczyłam się stresem w pracy. Wtedy się uśmiechał i mówił, że niedługo odpocznę od tego stresu. Kiwałam głową, zaciskając zęby, żeby się nie rozpłakać, bo doskonale wiedziałam, co miał na myśli. Urlop macierzyński. Coraz częściej rzucał jakieś aluzje o dzieciach. Minęły już prawie trzy lata od ślubu, mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy, by móc ze spokojnym sumieniem myśleć o powiększeniu rodziny – stabilną pracę, dom, partnera, którego kochaliśmy i na którym mogliśmy polegać. Brakowało jednego: moich prawidłowo działających jajników. Nikt nie rozumiał, czemu to robię Po tygodniach bicia się z myślami postanowiłam, że nie mogę skazywać Artura na to, by żył ze mną i tylko ze mną. Miał prawo zostać ojcem, spełnić swoje marzenie o gromadce dzieci. Istniały inne opcje – rodzina zastępcza i adopcja – ale wiedziałam, że to nie dla mnie. Nie byłam psychicznie gotowa na to, by wychowywać dzieci urodzone przez kogoś innego. Przecież nie można się zmusić do miłości. Do obowiązku tak, ale miłość rośnie w kobiecie wraz z ciążą. Poza tym dobrze wiedziałam, że Artur też chciał mieć swoje dzieci, krew z krwi, kość z kości. To również nas łączyło. Poprosiłam w pracy o przeniesienie do oddziału na drugim końcu Polski. Gdy już byłam pewna, że mogę wyjechać i nie zostanę bez pracy, złożyłam pozew o rozwód z powodu niezgodności charakterów. Wynajęłam mieszkanie nad morzem i zaczęłam tam moje nowe życie. Smutne i bez sensu. Bez Artura, bez dzieci, bez miłości i szacunku do siebie samej, ale w zamian dając ukochanemu mężczyźnie szansę na założenie rodziny. To był okropny czas. Bliscy mi ludzie nie rozumieli mojego postępowania. Rodzice załamywali ręce. Artur szalał, żądał wyjaśnień, powtarzał, że nie rozumie, że oszalałam, ale on wciąż mnie kocha. A ja rozpadałam się na kawałki każdego dnia. Miałam wrażenie, że tłukę się w drobny mak, w nocy ktoś byle jak mnie skleja, a następnego dnia znowu jestem miazgą, pyłem, rozdeptanym przez twardy obcas. Postawiłam na swoim, uzyskałam rozwód. To nie było aż tak trudne, choć bardzo bolesne. Starałam się nie patrzeć Arturowi w oczy. Bałam się, że nie wytrzymam i powiem mu prawdę, a nie mogłam. Zbyt dobrze go znałam. Gdyby wiedział, nie pozwoliłby mi odejść. To on poświęciłby się dla mnie. Zrezygnowałby ze swoich pragnień, planów, a potem cierpiałby w milczeniu, a ja razem z nim, wiedząc, że to wszystko przeze mnie. Wolałam cierpieć sama. I tak jest, choć minęło już dziesięć lat od tamtej chwili. Każda rocznica boli. Dalej rozrywa mnie na strzępy wspomnienie naszej niemal idealnej miłości. Drugi raz nie zaryzykuję. Zresztą wcale nie chcę. Wolę żyć sama. Artur zaś… W końcu przebolał utratę i ożenił się ponownie. Ma dwie śliczne córeczki, a jego druga żona jest w kolejnej ciąży. Czasem oglądam jego zdjęcia na Facebooku. Wydaje się na nich szczęśliwy. Oby był, za nas dwoje. Nigdy nie przestałam go kochać i uśmiecham się, widząc go na zdjęciach z dziećmi. Nawet jeśli to uśmiech przez łzy, bo w środku wszystko wyje i protestuje, że to nie ja jestem na tych zdjęciach obok niego, nie mnie przytula, nie na moim wydatnym brzuchu kładzie rękę. Nigdy nie pogodziłam się z tym, że moje ciało mnie zdradziło, że okazało się moim największym wrogiem. Nie mam też całkowitej pewności, czy postąpiłam słusznie, zachowując tę tajemnicę tylko dla siebie, rozwodząc się z mężczyzną mojego życia i zostawiając go w niepewności, łamiąc mu serce, bez słowa wyjaśnienia, dlaczego to robię. Może powinnam mu powiedzieć, pozwolić dokonać własnego wyboru, zamiast decydować za nas oboje? Może za bardzo się bałam odrzucenia i dlatego wolałam sama odejść? Jak tchórzliwa egoistka. A może nie chciałam niczyjej litości? Nawet rodzicom nic nie powiedziałam, więc do dziś gubią się w domysłach. Czasami śni mi się, że znowu jestem z nim, wyjawiam mu prawdę, a on mnie przytula i mówi, że to nieważne, że kocha mnie i nigdy nie przestanie, że zawsze będziemy razem. Budzę się z płaczem i… wyobrażam sobie, że on właśnie wstaje do któregoś z dzieci, by poprawić mu kołdrę albo zaprowadzić do ubikacji. Jest tak, jak powinno być. Ma to, co zawsze chciał mieć. A ja? Zostanę sama do starości, do śmierci. Tak wybrałam, unieszczęśliwiając siebie do szpiku kości. Kiedy patrzę na uśmiech Artura na zdjęciach, mówię sobie, że było warto. Czytaj także:„Przez 15 lat szukałam faceta, który zatroszczyłby się o mnie i moją córkę. Jacek sprawdził się... już na pierwszej randce”„Przed laty, matka wybrała kochanka i porzuciła mnie jak stary mebel. W obliczu choroby przypomniała sobie, że ma córkꔄMatka całe życie mnie krytykowała i byłam dla niej niewystarczająca. Chciała mnie zmotywować, ale złamała mi serce”
Jeśli czytałeś uważnie ostatni wpis, wiesz już, że w głębi duszy kobiety Twojego życia czai się, nawet nieuświadomione, pytanie o Twoją miłość. Codziennie będzie ona szukać znaków wskazujących na to, jaka jest na nie odpowiedź.
22: Ender przychodzi do kancelarii prawnika swojego byłego męża. „Dzień dobry, Metinie” – mówi, przekraczając próg gabinetu. – „Nie umówiłam się na spotkanie, bo wiedziałam, że zadzwonisz do Halita. Nie wiem, czy doszły już do ciebie nowości. Halit znowu się żeni”. „Nie wiedziałem o tym” – odpowiada mężczyzna. „Dlatego ci mówię. Ja sama dowiedziałam się przypadkowo. Wiesz, z kim się żeni? Z dziewczyną, która za pieniądze zrobi wszystko. Halit nie widzi jej prawdziwej twarzy. Mogłeś spotkać ją w jego biurze, pracowała jako jego kelnerka. Co, jesteś zaskoczony? Jak myślisz, dlaczego zatrudnił tę dziewczynę? Ta dziewczyna uknuła spisek przeciwko mnie w hotelu”. „Pani Ender, tego dnia nie było żadnego spisku” – mówi z przekonaniem prawnik. „Był, ale ty o tym nie wiesz. Tego dnia zostałam zniszczona. Zostałam oskarżona o rzeczy, których nie zrobiłam. To wszystko stało się z jej powodu. Próbowałeś pomóc Halitowi, ale spowodowałeś więcej szkód”. „Czego oczekujesz ode mnie?”. „Chcę, żebyś przekonał go do podpisania umowy przedślubnej. Dla mnie jest już za późno, ale muszę ocalić mojego syna przed tą dziewczyną”. „Masz rację, ale jak…”. „Pracujesz dla niego od dwudziestu lat. Znajdź sposób i powiedz mu. Kiedyś ci za to podziękuje. W przeciwnym razie będzie miał kłopoty”. Yildiz przychodzi do salonu fryzjerskiego. „Przyszła panna młoda!” – wita ją Sengul. „Dzisiaj byłam w biurze mojego przyszłego męża” – oznajmia podekscytowana siostra Zeynep. – „Zaplanował mi wyjazd do najlepszych sklepów”. „Och, to takie ekscytujące”. „Ale jego adwokat się pojawił. Patrzył na mnie dziwnie. Myśli, że wciąż jestem kelnerką Halita. Prawdopodobnie nie wie, że za niego wychodzę”. „W czym problem? Wkrótce się dowie”. „To było dla mnie podejrzane. Dlaczego adwokat przychodzi do mężczyzny, który wkrótce ma się ożenić?”. „Nie wiem”. „Z powodu umowy przedmałżeńskiej”. Akcja przeskakuje do wieczora. Halit na zaproszenie Yildiz przyjeżdża do jej mieszkania. „Zastanawiam się, co jest takiego ważnego, że chciałaś porozmawiać” – mówi mężczyzna. – „Czy jest jakiś problem?”. „Nie nazwałabym tego problemem, ale to dla mnie ważne. Wjedź”. Narzeczeni przechodzą do salonu, gdzie Yildiz kontynuuje: „Dużo myślałam od ostatniej kolacji. Erim jest inny, ale myślę, że Zehra i Lila mnie nie lubią”. „Yildiz, powiedziałem ci, żebyś się tym nie przejmowała”. „W porządku, ale chcę, żeby i one nie miały wątpliwości, dlatego mam propozycję. Co myślisz o tym, żebyśmy podpisali intercyzę?”. „Skąd taka decyzja?” – pyta zaskoczony Halit. „Nie chcę, żeby ludzie o nas plotkowali, myśląc, że szukam sponsora”. „Nikt nie ma prawa powiedzieć o tobie złego słowa. Nie ma potrzeby podpisywać żadnej umowy, zapomnij o tym”. Halit przytula swoją przyszłą żonę. Dziewczyna uśmiecha się cwaniacko. Dokładnie takiej reakcji mężczyzny oczekiwała. Akcja przeskakuje do następnego dnia. Halit z córkami spożywa śniadanie. „Jak idą przygotowania do ślubu?” – pyta Zehra. „Dobrze” – odpowiada mężczyzna. – „Jest jakiś problem?”. „Nie, dlaczego miałby być?”. „Słuchajcie, Yildiz nie jest tak, jaka myślicie, że jest. To, że dla mnie pracowała, nie oznacza, że możecie ją potępiać”. „Jest bardzo uczciwą kobietą, zaskoczyła mnie” – mówi dalej Halit. – „Wczoraj powiedziała mi, że powinniśmy podpisać intercyzę”. „Co masz na myśli? Ona o to poprosiła?” – pyta Zehra. „Tak. Ona nie jest jak twoje przyjaciółki. Dla niektórych pieniądze nie są ważne. Życzę wam smacznego, do zobaczenia później”. Halit odchodzi od stołu. „Nie jest taka, jak o niej myślałyśmy” – mówi Lila do siostry. „Jej propozycja nie ma znaczenia. Liczy się odpowiedź ojca” – stwierdza Zehra, doskonale zdając sobie sprawę, że sugestia Yildiz o podpisaniu intercyzy była tylko sprytną zagrywką z jej strony. Ender spotyka się z Zerrin w kawiarni. „Czy wiesz, że on się żeni?” – pyta ta druga. „Tak, wiem” – potwierdza siostra Canera. „Co zrobimy?”. „Naprawdę to powiedziałaś? My?” – Ender ściąga przeciwsłoneczne okulary, by upewnić się, że to na pewno Zerrin siedzi przed nią. „Dobrze, powiem krótko. Popełniłam błąd, nie uwierzyłam ci”. „Ciężko będzie teraz zmienić jego zamiary. Jeśli potrafisz zapomnieć o tym, co zaszło między nami, wtedy możemy razem pracować”. „Jak?”. „Nie będziemy przyjaciółkami, to pewne, ale możemy działać razem. Ta dziewczyna przyjdzie do domu, w którym mieszka twoja córka i mój syn. Nie poddam się, Zerrin. Czekaj na mój telefon”. Alihan znajduje na ulicy małego szczeniaka. Razem z Zeynep zawożą go do schroniska, a następnie udają się na wybrzeże na szybkie jedzenie. „Czy dadzą nam znać, jeśli ktoś go adoptuje?” – pyta Alihan. „Tak, zadzwonią do nas. Będziemy mogli go odwiedzać, jest tam wiele psów. Nie potrzebują tylko jedzenia, ale też miłości”. „Od dawna nie jadłem ulicznego jedzenia”. „Ostrzegałam cię, że to nie jest dla ciebie”. „Nie chodzi o to. Ojciec zabierał mnie do tego miejsca, kiedy byłem dzieckiem”. „Naprawdę? Czy on żyje?” – pyta Zeynep. „Nie, umarł” – pada odpowiedź. „Przykro mi”. „Mnie także. Był dla mnie najważniejszą osobą na świecie”. „To trudne. Twoja mama musiała być załamana”. „Tak, była”. „Czy powiedziałam coś niewłaściwego? Nie dogadujecie się ze sobą?”. „Zmarła dwa lata temu. Nie lubię o tym mówić, nie chcę rozmawiać o rodzinie. Co chcesz wiedzieć?”. „Nie chcę nic wiedzieć, próbuję tylko cię zrozumieć”. „Nie musisz nic rozumieć. Mój ojciec był wspaniałym człowiekiem. Zachorował i odszedł. Mama zmarła po nim. Możemy już iść, jeśli skończyłaś jeść?”. Halit przyjeżdża na prezentację domu znajomego dewelopera. Nie spodziewał się, że zastanie tutaj swoją byłą żonę, która jest organizatorem wydarzenia. Ender podchodzi do byłego męża i w jednej chwili wokół nich zbierają się reporterzy. Kobieta ujmuje mężczyznę pod ramię i mówi do kamer: „Pan Halit nie zostawiłby mnie samej podczas mojej pierwszej prezentacji, zawsze był dla mnie wsparciem”. „Czy istnieje możliwość, że się pogodzicie?” – pyta reporterka. „Nie” – chce odpowiedzieć Halit, ale była żona momentalnie wchodzi mu w zdanie: „To życie, nigdy nic nie wiadomo”. „Pani Ender, nie widzieliśmy pani na imprezach, dlaczego?” – pyta inny dziennikarka. „Mogę powiedzieć, że od teraz będziecie widywać mnie znacznie częściej”. Halit odrywa się od obejmującej go żony, życzy deweloperowi szczęścia i odchodzi. „Do zobaczenia, kochany!” – woła za nim Ender. Akcja przeskakuje do wieczora. Halit spotyka się z narzeczoną. Yildiz pokazuje mu niespodziankę, jaką dla nich przygotowała. To dwie obrączki z wygrawerowanymi ich imionami. „Są piękne” – mówi Halit, ale bez euforii. „W czym problem?” – pyta zaniepokojona Yildiz. „Kiedy powiedziałaś, że się spóźnisz, poszedłem na jedną prezentację. Byli tam dziennikarze. Nie chcę, żebyś dowiedziała się tego z gazet, dlatego powiem od razu. Ender była organizatorką tej prezentacji”. „Poszedłeś na imprezę organizowaną przez swoją byłą żonę?”. „Nie wiedziałem, że to ona jest organizatorką”. „Zdajesz sobie sprawę, że za kilka dni mamy wziąć ślub?”. „Tak, wiem, że to, co się stało, nie jest dla ciebie przyjemne”. „W ogóle nie czuję się komfortowo! I jeszcze ci dziennikarze… Na pewno zrobili wam zdjęcia! Nie chcę nawet o tym myśleć, wy dwoje razem…”. „Przecież ci wyjaśniłem” – mówi Halit. – „Czego nie rozumiesz? Nie wiedziałem, że Ender zajmuje się teraz takimi rzeczami”. „Nie było mnie tylko dwie godziny, bo chciałam zrobić ci niespodziankę, i ty od razu poszedłeś na jej imprezę”. „O co chodzi? Powiedziałem ci prawdę”. „Zepsułeś mi nastrój, idę!”. „Dokąd?”. „Do domu. Proszę cię, nie idź za mną”. Oburzona Yildiz wysiada z samochodu Halita. Mężczyzna sięga po telefon i nawiązuje połączenie ze swoim człowiekiem. „Sitki, możesz mi wysłać adres domu Ender?” – mówi do słuchawki.
Kobiety, które były zdradzane przez partnerów, przekonują mnie, że każda zdrada zawsze kończy się źle, patrząc tylko ze swojej perspektywy, mówią, że "żona i tak się dowie", "ktoś się zakocha", "rodzina zostanie zniszczona". Historie moich trzech rozmówczyń pokazują, że — jak podkreśla Kamila — kochanki bywają różne Kobiety, w przeciwieństwie do mężczyzn, posiadają silną intuicję, dzięki której są w stanie wyczuć, kiedy ich partner spotyka się z drugą kobietą. Mężczyźni mają trudniej. Nie posiadają rozbudowanej intuicji, stąd znacznie więcej czasu zajmuje im zorientowanie się, że partnerka być może nie jest wierna. Mężczyźni wolą słuchać rozumu niż głosu serca i przeczuć. Potrzebują twardych dowodów, zanim przyjmą coś za pewnik. Jeśli trafiłeś na ten artykuł, prawdopodobnie już zacząłes podejrzewać, że twoja partnerka może nie dochowywać ci wierności. Zanim podejmiesz jakiekolwiek działania, dobrze jest utwierdzić się w przekonaniu, że nic ci się nie wydaje i faktycznie coś niedobrego dzieje się w twoim związku. Pomoże ci w tym lista zachowań typowych dla kobiety, która zdradza partnera. Przeczytaj też: dlaczego zdradzamy? Zdrada kobiety – 10 dowodów Obojętnieje Kobieta ma to do siebie, że kiedy jest zaangażowana w związek, bardzo przejmuje się zachowaniem swojego partnera oraz tym, jak on traktuje ją i relację, którą z nią tworzy. Potrafi obrazić się, ponieważ zapomniałeś o jakiejś drobnej rocznicy, nie zadzwoniłeś wieczorem, czy wolałeś spędzić sobotę z kolegami, zamiast z nią. Jeśli przestała wymagać od ciebie uwagi, nie robi ci wyrzutów o niedostateczny kontakt czy zaangażowanie, masz powód do zmartwienia. Jej uwagę zajmuje ktoś inny. Bardziej dba o siebie Kiedy zaczynaliście się spotykać, twoja partnerka na każde spotkanie szykowała się wyjątkowo starannie, tak, aby swoim widokiem zaprzeć ci dech w piersiach. Jednak z biegiem czasu, kiedy wasz związek okrzepł, partnerka, a może nawet już i żona, przestała aż tak bardzo się starać, aby pięknie dla ciebie wyglądać. Jest to całkowicie normalne, nie powinno cię martwić. Jeśli jednak ona znów zaczyna przywiązywać dużą uwagę do tego, jak się prezentuje, do każdego wyjścia szykuje się dłużej, niż na spotkanie z tobą, być może próbuje zachwycić tym, jak wygląda, nowego mężczyznę. Inwestuje w nową bieliznę, seksowniej się ubiera Kiedy kobieta poznaje kogoś nowego, często zaopatruje się w nową, seksowną bieliznę. Dzięki temu czuje się seksowniejsza, co przekłada się na to, że łatwiej jest jej uwodzić tego drugiego. Pomocne w tym mogą okazać się również nowe perfumy. Jeśli więcej ich zużywa, być może próbuje w ten sposób ukryć jego zapach, który został na jej skórze. Zauważyłeś, że zmieniła sposób malowania się? Nakłada albo więcej, albo mniej makijażu? To również może być spowodowane preferencjami kochanka. Przestaje planować Większość kobiet ma to do siebie, że lubi robić plany na przyszłość. Do tego zadania często próbuje zaangażować również partnera, gdyż lubi czuć, że i on widzi potencjał i przyszłość związku. Jeśli przestaje robić plany, a dodatkowo, kiedy ty zaczynasz w pewnym momencie o nie pytać, ona próbuje ucinać temat, może świadczyć to o tym, że w jej wizji przyszłości nie ma już dla ciebie ważnego miejsca. Nie interesuje jej seks W każdym zdrowym związku para buduje intymność i bliskość poprzez uprawianie seksu. Jeśli twoja partnerka zaczęła unikać zbliżeń, może świadczyć to o tym, że zaspokojenie oraz spełnienie daje jej ktoś inny. Jest wyjątkowo zajęta Kobieta, która jest zaangażowana w relację, zawsze będzie chętna, aby jak najwięcej czasu spędzać z mężczyzną, na którym jej zależy. Jeśli przestała mieć dla ciebie czas, powinieneś uważniej przyjrzeć się jej zachowaniu. Wychodź z inicjatywą i obserwuj jej reakcję. Nie chodzi tu tylko o spontaniczne zaproponowanie wyjścia na spacer, obiad, czy wspólne oglądanie filmów, od których zawsze może wymigać się napiętym grafikiem. Jeśli chcesz ją naprawdę sprawdzić, zaproponuj coś na dzień i porę, kiedy wiesz, że jest wtedy wolna i nie ma planów. Jeśli i wówczas będzie się wykręcać od spotkania z tobą, być może swój wolny czas ma już zarezerwowany dla innego mężczyzny. Bardziej niż przedtem dba o swoją prywatność Czy twoja partnerka zaczęła nagle bardziej uważać na to, aby jej telefon nie wpadł w twoje ręce? Być może wyciszyła dzwonek i znacznie częściej niż kiedyś zdarza jej się odrzucać rozmowy, gdy jesteś w pobliżu? Czy cieszy się z wiadomości sms, ale nie chce podzielić się z tobą ich treścią lub informacją o ich nadawcy? Czy wysyła smsy znacznie częściej, niż przedtem? Czy wprowadziła do swojego telefonu hasło, dzięki czemu tylko ona może do niego zajrzeć? A może odkryłeś, że ma inny telefon, o którym ci wcześniej nie powiedziała? Może go używać do kontaktów z tym drugim mężczyzną. Kiedy kobieta nagle zaczyna naciskać na konieczność zachowania prywatności, jest to znak, że stara się ukryć przed tobą coś istotnego. Unika pytań, szuka zaczepek Kobieta, która zdradza, nie lubi pytań (o jej plany, o jej wolny czas, o nowy numer telefonu, o odrzucane rozmowy, itp.), gdyż musi wówczas szybko wymyśleć jakieś kłamstwo, którym przykryje prawdę. Dlatego kiedy padają pytania, albo szybko zmienia temat, albo odmawia odpowiedzi, albo zaczyna cię atakować. Szukanie powodów do kłótni może być również jednym z jej sposobów na to, aby udowodnić ci później, że ten związek już od jakiegoś czasu nie był zdrowy. Zaczyna unikać spotkań z twoją rodziną i przyjaciółmi, mówi „ty i ja”, zamiast „my” Kiedy kobieta zdradza, najczęściej odcina się od rodziny i przyjaciół swojego partnera. Spowodowane jest to poczuciem winy, jak również obawą, że ktoś z bliskich może zauważyć zmianę, jaka w niej zaszła. Dodatkowo, przestaje się dzielić z tobą informacjami ze swojego życia, nie mówi ci, co czuje, nie opowiada o tym, co jest dla niej ważne. W rozmowach, czy to z tobą, czy z rodziną i przyjaciółmi, nie chce używać sformułowania „my”, zamiast tego mówi o was „ty i ja” lub „on i ja”. Jest to jasny znak, że już nie odgrywasz w jej życiu istotnej roli. Ma nowych przyjaciół, których ty nie znasz Jeśli twoja partnerka nagle znajduje nowych przyjaciół, którym zaczyna poświęcać dużo swojego czasu, ale których nie chce ci przedstawić, masz powód do obaw. Spójrz jej w oczy Kiedy jesteście na zewnątrz, czy to w kawiarni, restuaracji, czy na spacerze w parku, czy odnosisz wrażenie, że skanuje otoczenie, sprawdza, kto jest wokół was? Jednocześnie nie przywiązuje specjalnej uwagi do ciebie? Nawet jeśli jej kochanek wie, że ona ciągle z tobą jest, twoja partnerka zawsze w sytuacjach, kiedy wychodzicie między ludzi, będzie czujnie obserwować otoczenie. Dzięki temu szybciej wyłapie w tłumie tę drugą osobę, zwiększy tym samym swoje szanse na przemyślaną, szybką reakcję (np. propozycję, aby przenieść się w inne miejsce), kiedy on pojawi się w pobliżu. Kiedy siedzicie naprzeciwko siebie, zwróć uwagę na to, czy ona patrzy ci w oczy. Jeśli ucieka wzrokiem gdzieś w bok, a na pytanie, czy cię kocha, odpowiada, że tak, ale nie patrzy przy tym na ciebie, możesz zacząć się martwić. We wszystkich powyższych punktach zostały opisane zachowania typowe dla kobiet, które zdradzają, bądź przymierzają się do zdrady. Jednak jeśli ona twierdzi, że jest ci wierna, a wspomniane zachowania mają miejsce w waszym związku, jest to znak, iż między wami nie dzieje się dobrze. Zapytaj się, czego jej brakuje, jak mozesz sprawić, aby była szczęśliwa. Przeczytaj też: oznaki kryzysu w związku! Jeśli większość z wymienionych zachowań zaobserwowałeś u swojej partnerki, szczerze z nią porozmawiaj. Zapytaj, czy kogoś ma. Ona mnie zdradza W momencie, kiedy twoja partnerka przyznała się do zdrady, nie działaj pod wpływem chwili! Jeżeli ona żałuje i chce być z tobą, odczekaj chwilę i gdy opadną emocje, zastanów się, czy mimo tego, co się wydarzyło, dalej chcesz z nią być. Jeśli obojgu dalej wam na sobie zależy, ten związek będzie można uratować. W sytuacji, kiedy ona przyzna się do zdrady i zakomunikuje ci, że odchodzi, możesz albo spróbować o nią zawalczyć (jeżeli jesteś pewien, że wybaczysz jej to, co ci zrobiła), albo pozwolić jej odejść. Jakkolwiek nie potoczą się losy waszego związku, będziesz cierpieć. Pamiętaj jednak, że czas naprawdę leczy wszystkie rany, a złamane serce się zrośnie! Nie zapominaj również, że na świecie żyją kobiety, dla których zdrada jest nie do przyjęcia, nie mogłyby skrzywdzić w ten sposób swojego ukochanego. Na taką kobietę zasługujesz. Źródła 15 Signs That She Is Cheating O autorze: Kasia Hirt Zobacz więcej artykułów autorstwa Kasia Hirt 4 / 5 Wspólnie planujcie i działajcie. Jeśli zależy ci na tym, aby naprawić i odbudować związek z partnerem, to zwróć uwagę na wasze wspólne zainteresowania i pasje. Istotne w tym kontekście jest też wspólne planowanie przyszłości: rozmawiajcie o tym, co chcielibyście zrobić i jakie macie plany względem siebie. Bądźmy poważni… Co to znaczy „odpocząć od siebie?”. Jedyna zasadna sytuacja, w której mogłyby paść takie słowa, jest wówczas, gdy związek przechodzi naprawdę burzliwą fazę. Kiedy On i Ona się codziennie kłócą albo nawet biją. Te konflikty są już dla obojga nie do wytrzymania. Wtedy się oboje zgadzają, że powinni się przeprowadzić do różnych pokojów, nie rozmawiać, nie dyskutować albo wyjechać osobno na urlop. Natomiast częściej się spotyka wariant mówi to ON - Te słowa to elegancka zapowiedź mówi to ONA - Patrz radaNajczęściej tak mówią ludzie kulturalni, którzy nie chcą przesadnie się ranić i stopniowo od siebie odchodzą. Nie pakują walizek w pięć minut i wyprowadzają się, wiedząc, że między nimi koniec - rozstają się na raty. Patrząc sobie w oczy, zapewniają, że chcą tylko trochę odpocząć, mieć czas na przemyślenie ich związku. Jednak tak naprawdę te słowa oznaczają: „Żegnaj!”.Ale uwaga, inaczej jest, jeśli On lub Ona mówią: „Dajmy sobie trochę więcej czasu”. Mogłoby się wydawać, że po takim stwierdzeniu też nic już nie można zrobić i związek na pewno się rozpadnie. Ale to nieprawda. Właśnie po takich słowach pary bardzo często przychodzą po pomoc do gabinetu terapeuty. I codziennie jestem świadkiem tego, jak wielką metamorfozę można przejść. Jak wiele można z siebie dać, żeby zatrzymać drugą osobę. Można wyjść z najcięższego kryzysu, jeśli ktoś, kto nas zranił, ale kogo wciąż kochamy, udowodni nam, że jest w stanie zrobić wszystko, byśmy z nim najważniejsze to przekonać partnera, że jesteśmy zdolni do zmiany. Gdy to się uda, reszta jest już łatwiejsza. Miałem niedawno taki przypadek - całkiem typowy. Ona miała już dość życia z facetem, który był kłótliwy, reagował impulsywnie na najmniejszy cień krytyki. Zdecydowanie za dużo pracował w tygodniu, a w weekendy grał z kumplami w karty. Jakby tego było mało, z natury był skąpy i ciągle żonie wypominał, że jest rozrzutna, bo zamiast kupować wszystko na promocji, robiła normalne zakupy. Nawet mi trudno było uwierzyć, że tak łatwo uda się ich związek postawić na nogi. Ale ten facet rzeczywiście wszystko przemeblował. W ciągu dwóch tygodni przeprowadził życiową rewolucję: zmienił pracę, odciął się od kumpli, przestał kontrolować wydatki żony, zapanował nad swoim temperamentem i nauczył się ZMIENIĆ NASZE ŻYCIETo jest bardzo ważny i groźny komunikat. Oczywiście nie mówimy o sytuacji, w której ktoś stracił pracę, obniżono mu pensję itp. Jeśli On lub Ona informuje nas, że musimy zmienić nasze życie, to oznacza, że ich związek przechodzi bardzo głęboki kryzys i teraz już tylko „albo w prawo, albo w lewo” - czyli rozstajemy się albo musimy przeprowadzić jakąś rewolucję, bo nasz związek nie - znaki, które zapowiadają kryzysKażde rozstanie poprzedzają znaki przygotowujące grunt pod decyzję osoby, która pragnie odejść. „Ty mnie nie rozumiesz” - może powiedzieć On lub Ona. Oznacza to oczywiście to, że znalazł się ktoś, kto ich lepiej rozumie. Do tej samej kategorii należy stwierdzenie: „Musimy coś zrobić w naszym życiu, bo mam już tego dość. Tak dalej już nie można żyć!”.To nie jest przeważnie puste gadanie. Należy natychmiast podjąć dialog. Broń Boże nie odsuwać go w czasie! Trzeba kuć żelazo, póki gorące, bo dla wielu związków na tym etapie jest jeszcze szansa na przetrwanie. Choć samego przetrwania nie można nazwać sukcesem związku. Jeśli trwałość jest jego jedyną zaletą, to trochę mało. Bo chyba chodzi nam jeszcze o jakość życia. Ale faktem jest, że na tym etapie można jeszcze ocalić niejeden radaGdy w takim momencie para pojawia się w moim gabinecie, zazwyczaj słyszę wciąż te same skargi: „Musimy zmienić nasze życie, żeby On mniej pracował”. Albo: „Chciałabym, żebyśmy mieli więcej czasu dla siebie, bo tak, jak jest teraz, to już nie chcę”, „Widujemy się tak rzadko”, „Nie chcę czuć się samotna”, „Nie chcę być samotny”.Partnerzy mają do siebie pretensje o to, że któreś z nich tak oddaje się jakiejś swojej pasji, że w ogóle już nie myśli o rodzinie. Dochodzą emocjonalnie do ściany i wtedy wybuchają: „Tak dalej być już nie może!”. Czasem nie potrzeba żadnych dramatycznych sytuacji, zdrady czy przemocy, by małżeństwo stanęło na granicy rozpadu. Wystarczy nuda. Słyszę to w moim gabinecie co kilka dni: „Panie doktorze, u nas jeden dzień podobny jest do drugiego. Nigdzie nie chodzimy. U nikogo nie bywamy, taka wegetacja. Nic się nie dzieje, a przecież czas ucieka, powinniśmy coś z tym fantem zrobić”.Jeśli w tym momencie zaczniemy energicznie terapię i ratowanie związku, to stosunkowo łatwo można osiągnąć sukces. Musimy tylko wspólnie zaplanować codzienne życie od trudniej, gdy okazuje się, że mówiąc o codziennej nudzie, para przyznaje się, że od dwóch, trzech lat nie uprawiała z sobą seksu. Wtedy komunikat „Musimy zmienić nasze życie!” nabiera innych barw, bo seks niezwykle scala związek. Ale wszystko można jeszcze naprawić, jeśli partnerzy mają wolę i chęć, by usiąść razem do stołu obrad i poważnie SIĘ O CIEBIEBardzo ciekawe zdanie, w którym mogą być zawarte rozmaite uczucia i postawy - od altruizmu do egoizmu. Nie ma tu różnic pomiędzy kobietami a mężczyznami. Natomiast różny bywa podtekst tych słów. Inaczej brzmią wypowiadane przez żonę, której mąż dowiedział się, że wysyłają go z batalionem GROM-u do Afganistanu, a inaczej, jeśli dostał nową pracę, w której otoczą go młode i piękne to wynika z bezinteresownej troskiNajczęściej można to usłyszeć od kobiety. Ona mówi: „Martwię się o ciebie”, czyli „Jesteś mi bliski, troszczę się o ciebie”. Martwię się, bo widzę, że jesteś przepracowany. Martwię się, że źle wyglądasz. Martwię się o ciebie, bo zazwyczaj jeździsz bardzo szybko obwodnicą i możesz mieć wypadek. Martwię się, bo za bardzo przejmujesz się pracą. Martwię się, bo za mało jesz. Martwię się, bo nie masz czasu pójść na spacer. Martwię się, bo nie dbasz o leczenie… To jest dla niego to troska z podtekstem„Martwię się, że wylatujesz na konferencję do Madrytu” - może już być rozumiane dwojako. Oczywiście dla wielu osób oznacza to po prostu, że martwią się, czy wszystko pójdzie dobrze, a samolot nie spadnie. Czy ich ukochany nie struje się podłym, hotelowym jedzeniem. Czy go tam nie spotka coś to samo zdanie, powiedziane nawet tą samą barwą głosu, może oznaczać: „Martwię się o ciebie, bo na tej konferencji możesz poznać kogoś ciekawego i wdać się w romans. Ja tu będę na ciebie czekała i tęskniła, podczas gdy ty będziesz się tam dobrze bawił. Martwię się o ciebie, bo ty sobie wyjeżdżasz i będziesz gdzieś w atrakcyjnym miejscu, a ja zostaję w domu, z dziećmi i zepsutym kranem”. Pojawia się tu więc cień to wynika z braku zaufania„Podobno masz nową sekretarkę. To młoda i ładna dziewczyna. Martwię się o ciebie…”. Taki komunikat oznacza: „Martwię się o ciebie, bo ta baba może cię skompromitować. Jesteś zbyt łatwowierny, martwię się o ciebie, bo jesteś dobrym człowiekiem, ale nie znasz kobiet. To są takie spryciule, że cię owiną wokół palca”. To jest pomieszanie komunikatów, bo jednocześnie pobrzmiewa w tym „dbam o ciebie”, ale zaraz potem następuje ukryty komunikat: „Nie ufam ci, bo jesteś słaby, mało odporny na takie pokusy, możesz sobie nie dać rady”.Egoizm - co ludzie powiedzą?„Martwimy się o niego” - tak najczęściej mówią rodzice, gdy przychodzą do gabinetu z synem, który przejawia orientację homoseksualną. To dla nich bardzo bolesne, ale tak naprawdę wcale nie martwią się w tej sytuacji o niego, tylko myślą o sobie. Bo jeżeli On jest szczęśliwy, jemu jest z tym dobrze, to dlaczego mają się o niego martwić? Że nie będzie miał żony? Dzieci? Ale On tego nie potrzebuje. Martwią się więc o siebie, bo to im przejdzie koło nosa radość z wnuków. No i będą musieli się zmierzyć z pytaniem - „Co ludzie powiedzą?”. Jak widać „Martwię się o ciebie” może być nawet sformułowaniem bardzo radaMiałem pacjenta, który chciał zapanować nad bardzo silną zazdrością. Jego piękna żona pracowała zawodowo, a jednocześnie zajmowała się domem. Zaproponowano jej awans, który wiązał się z dużą liczbą wyjazdów i spotkań. Zazdrosny mąż miał dylemat, bo wiedział, że Ona wiąże z tą pracą duże nadzieje. Martwił się jednak, że ją tam zbałamucą. W końcu się zgodził i solidnie pracował nad sobą, żeby pozbyć się niezdrowej podejrzliwości. Po kilku miesiącach okazało się, że miał rację, martwiąc się - żona poznała kogoś na wyjeździe i od niego nadmierna kontrola, o czym już mówiłem, troska podszyta fałszem, może zniszczyć związek. Dajmy drugiej stronie więcej się kochamyCzęsto używane, też typowo kobiece sformułowanie. Co kryje się za tymi słowami To się tłumaczy na język polski tak: „Jakoś się ułoży. Jakoś to będzie. Nasza miłość rozwiąże wszystkie problemy”.Najczęściej wypowiadamy te słowa po to, żeby załagodzić kłótnię. Obie strony przeżywają ją mocno, obu już jest przykro, ale jeszcze nie znaleziono rozwiązania. Stąd wiara, że jeżeli się kochamy, to jakoś się między nami to również prośba: „Nie bądź przeciwko mnie. Nasza relacja jest najważniejsza i nadrzędna w stosunku do wszystkich innych relacji” - z rodzicami, z rodzeństwem, a nawet z własnymi radaTo jest mit, że miłość rozwiązuje wszystkie problemy. To nie zadziała, to tylko samouspokajanie się. A miłość mogła zostać podkopana. Konflikty same się nie rozwiążą, choć jeszcze przez pewien czas może wszystko jakoś działać. Bo przecież ci, którzy teraz wojują z sobą w sądach na rozprawach rozwodowych, też się kiedyś CIĘ!Jako biegły często muszę stawiać się w sądach - i te słowa często padają na sali rozpraw. Zawsze się wtedy zastanawiam, że przecież ci ludzie, którzy dziś toczą z sobą wojnę i są strasznie zajadli, kiedyś się kochali, spali razem, mówili sobie coś miłego, trzymali się za rączkę… Co się takiego stało, że teraz walczą z sobą i traktują siebie nawzajem jak najgorszych wrogów. Jak zapiekłe są te ich ONA ma na myśli„Nienawidzę cię!” - przeważnie wykrzykują kobiety. Jeśli robią to spontanicznie, w gniewie, w sytuacji skrajnych emocji, to może być kompletnie bez para się kocha, istnieje między nimi silna więź, to taki krzyk traktujemy spokojnie. Ona to potem tak tłumaczy: „Zdenerwowałam się i nie panuję nad emocjami”. Powiedziała w złości coś takiego, co w ogóle nie powinno przejść jej przez gardło. Ale było - minęło. Ona może nawet nie pamiętać, że to powiedziała. Natomiast co innego, gdy widzimy, że to nie jest spontaniczna wypowiedź, że te słowa padają po pewnym przemyśleniu. Tak może zareagować kobieta, gdy odkryła, że jej mąż ma romans. I rzeczywiście Ona go w tej chwili nienawidzi. Nastąpiło przebiegunowanie uczuć. To się zdarza. Te pozytywne uczucia, które żywiła do męża, w ciągu jednej sekundy zmieniły swój biegun. Tak jak go mocno kochała, będzie go teraz radaW awanturniczym zacietrzewieniu padają różne słowa. W chwili gdy kłótnia wygasa, przypomnijmy sobie słowo „przepraszam”. Ono ma magiczną moc… Fragment książki „Rozmówki małżeńskie” profesora Lwa-Starowicza, która okazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne
  1. Ըнιξифишቪ ሰбፖղо οгл
  2. Էስанеշ եзабըв истևյωկуки
Wiek: 40. Odp: Żona odeszła jak Ją odzyskać Choć chcial bym się mylić, ale jednak coś jest na rzeczy. Chcesz odzyskać żonę, ale na pewno nie zrobisz tego klótnią, zazdrością, placzem, brakiem poczucia wlasnej wartości, oraz godności. Tym już sobie zaszkodzileś, a tym samym daleś tylko "furtkę" Twojej malżonce.
Odpowiedzi no wiec mozsz z nia porozmawiac na przerwach pozartowac sobie razem z nia i pomoc nosic jej plecak ;) to jest moje zdanie prosze ' ŋυтα ♪ odpowiedział(a) o 18:58 No to jej powiedz że jesteś w niej szalenie zakochany!!! że kochasz ją już od b. dawna ale wstydziłeś się to jej powiedzieć i że nie możesz bez niej żyć.. :))))))) ciekawe co odpowie... musisz zrobić ten pierwszy krok... ale nie kupując jej naszyjnika. Po prostu powiedz jej co czujesz... Tak jak już pisałam: jeżeli cię kocha to zrób jej ten prezent. Jeżeli nie nie kupuj... bo nie warto ..... ' ŋυтα ♪ odpowiedział(a) o 18:33 Prezenty nic nie pomogą... przynajmniej ja nie zakochałabym się w chłopaku który kupił mi naszyjnik... Jeśli cię nie kocha... nie warto się wysilać.. Musisz najpierw się tego dowiedzieć, a potem gdy będziesz pewny że coś do ciebie czuje możesz jej coś kupywać... :]] :D Ja jej to powiedziałem że ją kocham XD calme odpowiedział(a) o 14:51 No i co ona na to ? No że ją kochasz .... Hę ?? brak odpowiedzi a akurat to było w szkole i gdy to jej powiedziałem autobus szkolny przyjechał ' ŋυтα ♪ odpowiedział(a) o 16:21 Jej.... musicie wrócić do tej rozmowy!! :] no gadaj z nią. pisz do niej sms. co u niej i jak jej dzien mija. yy. no żartuj;d a z prezentu napewno sie ucieszy :) powodzenia ;D (dasz naj ? ;D) Ale ja nie wytrzymam (Ani minuty bez niej) Uważasz, że ktoś się myli? lub
1. Rozmowa i dystans. Zapewne wcześniej zabrakło wam czasu na rozmowy i dlatego teraz wasz związek znalazł się w poważnym kryzysie. Niemniej jednak i na tym etapie rozmowa jest bardzo ważna. Przede wszystkim wysłuchaj, jakie powody chęci odejścia podaje twoja żona. To istotna informacja, by wiedzieć, czy jeszcze możesz coś
fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk Matka mojej żony była życzliwą, ale apodyktyczną kobietą. Miała bardzo silny charakter i lubiła, by wszystko układało się po jej myśli. Jakoś bym to przebolał i zniósł. Jednak kiedy na świecie pojawiło się nasze dziecko, sprawy przybrały inny obrót. I już nie mogłem na to pozwolić. Ubierać ciepło czy nie przegrzewać? Pierś czy mleko z butelki? Miksowanie wszystkiego na papkę czy pozwalanie na odkrywanie struktury jedzenia? Dawać cukier, bo krzepi, czy nie dopuszczać do cukru, bo otyłość i próchnica? Awantury wybuchały niemal codziennie Mieszkaliśmy blisko, bo wynajmowaliśmy mieszkanie piętro niżej, i okazji do kontaktów było sporo. Szkoda, że głównie takiego, nerwowego, choć naprawdę liczyliśmy na pomoc doświadczonej osoby, która wychowała trójkę swoich dzieci. No ale ile można wysłuchiwać i znosić... Patrzyłem, jak moja żona się męczy. Kochała swoją mamę i jako najmłodsza córunia miała z nią wyjątkowo silną więź, choć skomplikowaną, bo gdy podrosła, zaczęła pyskować i stawać okoniem, co zostało jej do dziś. Ale w przypadku małego miała rację. Podejście do wychowywania dzieci zmieniło się przez te trzydzieści parę lat, więc niektóre rady teściowej nawet mnie – facetowi i laikowi – wydawały się archaiczne. Próbowałem na początku delikatnie interweniować. Prosiłem, żeby mama bardziej zaufała instynktowi swojej córki, która przecież też chce jak najlepiej dla swojego dziecka. Efekt? Najpierw byłem lekceważony. Potem wyśmiewany, że co ja tam wiem, jak nic nie wiem, że lepiej będzie, jak się wezmę do roboty i kasy więcej do domu przyniosę, zamiast głupoty wygadywać. I co? W końcu stałem się wrogiem numer jeden i teściowa walczyła na dwa fronty – z córką o dobro jej wnuka i ze mną o całokształt. Kaśka dostawała informacje, że widziano mnie z jakąś kobietą w kawiarni (choć tego dnia siedziałem w biurze do późnego wieczora, żeby zamknąć przetarg). Albo nagle dowiadywałem się od zapłakanej żony, że podobno rozpowiadam, jak to Kaśka o siebie nie dba, jak się zapuściła, jak żałuję, że zdecydowałem się na dziecko, bo gdyby nie ono, nadal miałbym śliczną, zgrabną laskę w domu, z którą można wyjść na miasto i pochwalić się przed kolegami. Z powodu tego ostatniego „njusa”, wkurzyłem się tak bardzo, że słychać mnie było w całym bloku. Krzyczałem się, że nie życzę sobie ingerowania w moje małżeństwo, w nasze rodzicielstwo, że nie rozumiem celu opowiadania takich bzdur, które... No właśnie, co teściowa chciała osiągnąć? Doprowadzić do rozwodu? Stanęliśmy wreszcie z żoną po jednej stronie barykady, razem, oficjalnie, bez dziwnych podchodów i działań za plecami. Tupnęliśmy nogą, a nawet dwiema i powiedzieliśmy „dość”. Sytuacja się uspokoiła, bo obrażona do szpiku kości teściowa przestała nas odwiedzać. Niestety, sielanka nie trwała długo. Parę miesięcy później, kiedy wracałem z pracy, w mój samochód i we mnie wbiła się swoim jeepem kobieta, której bardzo się spieszyło. Kilka tygodni w szpitalu, potem rehabilitacja i diagnozy, że raczej nie wstanę z wózka, a i niedowład w prawej ręce zostanie mi na zawsze. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Odszkodowanie było śmieszne, biorąc pod uwagę, że nie mogłem wrócić do dawnej pracy i zarabiać na rodzinę. Dostałem równie śmieszną rentę i radę, żeby rozejrzeć się za jakimś chałupniczym zajęciem… Wszystko spadło na barki mojej żony: utrzymanie rodziny, większość prac w domu i przy dziecku, bo jedną ręką nie mogłem nawet Mikołaja przewinąć. I wtedy do akcji wkroczyła teściowa Zjawiła się, gdy Kaśka z małym poszli na zakupy. Zaproponowała pomoc. Ponieważ miała trochę oszczędności, stwierdziła, że nie będzie żałować na wnuka, ale postawiła też warunek. Twardy. Mam ją popierać za każdym razem, gdy Kasia będzie mieć inne zdanie. Miotałem się. Spokojniejsze życie, bez zamartwiania się o to, z czego opłacić rachunki, skąd wziąć czesne na przedszkole, zastanawiania się, czy możemy kupić małemu droższe ubranie w lepszym sklepie… A z drugiej strony stawanie przeciwko własnej żonie, nieważne, czy ma rację, czy nie. – O co chodzi? Dlaczego nie możesz po prostu nam pomóc, skoro chcesz i możesz? – spytałem gorzko. – Dlaczego ciągle musisz się z nią kłócić? – Bo mnie nie słucha, bo jest uparta jak osioł, bo lubi postawić na swoim. – Po kimś to ma – mruknąłem. – Ale ja jestem starsza i jestem jej matką, nigdy nie będziemy na tym samym poziomie. Teraz będzie musiała wziąć pod uwagę moje zdanie i dostosować się. Zwłaszcza jeśli ty mnie poprzesz. – A nie możesz po prostu uznać, że się różnicie, i pozwolić jej decydować o własnym życiu? Jest dorosła… – Co nie zmienia faktu, że jestem jej matką. To ja ją urodziłam, ja dałam jej to cenne życie. Oczywiście nie musisz godzić się na mój warunek. Zachowaj swoją dumę i patrz, jak twoja żona zaharowuje się na śmierć, bo z twojej renciny tylko na placki kartoflane i kopytka wystarcza… Zgodziłem się Nie od razu. Ale pękłem, gdy okazało się, że młody ma problemy z prawidłową postawą, potrzebuje ortopedycznych butów i rehabilitacji, na którą trzeba czekać prawie dwa lata. No, chyba że prywatnie, wtedy może być najbliższy wtorek. Zaczęły się dyskretne przelewy na konto, specjalnie w tym celu założone, i kłamstwa, skąd mam kasę – że niby dorywcze fuchy od kolegów. A ja wstydziłem się patrzeć żonie w oczy, gdy babcia kolejny raz podejmowała decyzję tyczącą jej wnuka, sprzeczną z naszą wizją, za to z moim zdradzieckim przyzwoleniem. Mikołaj nie dostał zatem rowerka biegowego, nie został też zapisany na dodatkowe zajęcia z piłki nożnej, bo jest mu to zupełnie niepotrzebne, nieważne, że rósł nam mały kibic, który uwielbiał ganiać za piłką. Przedszkole też wybrała babcia, przy moim służalczym poparciu. – Co się z tobą dzieje? – pytała Kaśka wieczorami, gdy mały poszedł już spać, a my mieliśmy chwilę dla siebie. – Zupełnie cię nie poznaję! Popierasz każdy jej pomysł, jakby to, co mówi, było prawdą objawioną. W ogóle mnie nie słuchasz, nie bierzesz pod uwagę, co jest dobre dla małego. Milczałem, wiedząc, że ma świętą rację, ale wiedziałem również, że kasą, która niebawem wpłynie na konto, opłacę młodemu dwa miesiące dodatkowej rehabilitacji. Niemniej bałem się, jak to będzie dalej. Przystając na ten chory układ, naiwnie liczyłem, że teściowa naprawdę ma na uwadze nasze dobro, i może z początku miała, ale… władza demoralizuje. Coraz częściej odnosiłem wrażenie, że przekracza granicę, by pokazać, kto tu rządzić, że narzuca nam swoją wolę, bo tak, bo lubi nami manipulować. Stała się tyranem Nie widziała tego? Pod koniec maja Kaśka zastrzeliła mnie nowiną. Dostała awans, który wiązał się z przeprowadzką do Warszawy, do centrali jej firmy. – Większa kasa, większe możliwości, dla ciebie, dla młodego… – mówiła podekscytowana. – Na parterze jest żłobek i przedszkole, dofinansowywane przez pracodawcę. Zyskamy czas tracony na zawożenie i odbieranie Mikołaja. No i będę na miejscu, w razie choroby czy histerii… Ty też skorzystasz, bo lepsi lekarze i rehabilitanci. Tam też prędzej uda ci się znaleźć stałą pracę, choćby na pół etatu. No i ze względu na zmianę miejsca pracy przez dwa lata będę dostawać zwrot kosztów wynajęcia mieszkania. Pieniądze zostaną w kieszeni. Super, co? Istotnie, nowina była świetna. Z naszego punktu widzenia. Teściowa widziała rzecz inaczej. – Nie zgadzam się, zostajecie tutaj! – oświadczyła kategorycznie, stukając palcem w stół, chyba żebym lepiej pojął, gdzie jest owo „tutaj”. – Jak ja mam ją do tego przekonać? – zapytałem, choć znałem odpowiedź. – Nie interesuje mnie to. Bierzesz pieniądze, to się staraj. Zamknąłem oczy. Westchnąłem. – Tym razem się nie uda. To naprawdę okazja. Należy jej się ten awans jak psu micha, a ja mam ją odwieść od tego pomysłu? Od większych zarobków, mieszkania, przedszkola pod firmą, które w połowie opłaca pracodawca… – Właśnie tak. Wymyśl coś. Nie wiem, czemu ustąpiłem, może ze strachu, że jak się zbuntuję, teściowa powie Kaśce, jakiego ma zdrajcę-sabotażystę u swego boku. Więc spróbowałem i pierwszy raz w życiu widziałem, jak mojej żonie zabrakło słów. Wpatrywała się we mnie, jakby mi wyrosła druga głowa. Ja też milczałem, bo co mądrego mogłem powiedzieć po tym, jak spytałem, czy jest sens wyjeżdżać z naszego miasteczka dla jakiejś pracy... – A więc to tak… – odezwała się w końcu. – Chcesz mi podciąć skrzydła, bo ty sam już nigdzie nie polecisz... – Nieprawda! To nie tak! – zaprotestowałem gorąco, choć nie miałem pojęcia, jak jej to wyjaśnić bez mówienia prawdy. – Więc jak?! – krzyknęła. – Możemy mieć prawie trzy tysiące więcej miesięcznie. Lepsze warunki i perspektywy. A ty mówisz, że to jakaś tam praca i że nie warto? Mam tu zgnić, tyrając na dwóch etatach, bo tobie się nie podoba, że zostałam doceniona? Wytłumacz mi to! Wyznałem całą prawdę O układzie, o pieniądzach, o tym, że musiałem się zgadzać z jej matką, nawet gdy gadała kompletne bzdury. I że to samo kazała mi zrobić w kwestii przeprowadzki. Cisza, jaka potem zapadła, wręcz dudniła, a nie dzwoniła. Kaśka stała przy oknie i wyglądała na zewnątrz, jakby w nocy działo się na ulicy coś wyjątkowo ciekawego. – OK. Wyprowadzamy się. Masz mi powiedzieć, ile pieniędzy dostałeś od niej przez te kilka miesięcy. Oddam je, a ty nigdy więcej nie będziesz kontaktował się z moją matką. Ja też. Nie wiem, jak będę żyć z świadomością, że matka próbuje nie tyle mną dyrygować, co niszczyć mi życie, ale jakoś muszę to przetrawić. – Przepraszam. – I słusznie. Powinieneś przepraszać, bo większej głupoty zrobić nie mogłeś. Pociesza mnie, że myślałeś wtedy o nas, ale nadal… Co ci do głowy przyszło…? Nie udałoby się utrzymać wyjazdu w tajemnicy, więc zrobiliśmy wszystko jawnie. Kaśka wyciągnęła resztki naszych oszczędności, zapożyczyła się u znajomych i oddała matce „dług”. A potem wyłożyła karty na stół. Takiej histerii, płaczu, gróźb karalnych i klątw budynek dotąd nie słyszał. Z hukiem zamykaliśmy pewien rozdział w naszym życiu i rozpoczynaliśmy kolejny. Czy będzie lepiej, czy gorzej, łatwiej, czy trudniej – nie wiedziałem. Jednego mogłem być pewny: nie okłamię żony ani syna już nigdy. No, chyba że będzie chodziło o prezent na gwiazdkę. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę” – Królową bliskości jest rozmowa, czyli ciekawość i aktywne słuchanie, a nie wymienianie się „rzeczami do zrobienia”. Warto spojrzeć na swojego partnera lub partnerkę oczami „sprzed lat”, gdy chłonęło się każde słowo. Chodzi o to, aby zaciekawić się tym, co mówi; posłuchać, podzielić się wrażeniami i troskami.
Odpowiedzi mój jej że jest piękna, i wgl praw jej kompletywny, pokazuj ze ci zależy czyli np. kup jej raz na jakiś czas np. różę no i mów że ją kochasz :) tak sie nie da, może dawaj jej prezenty z napisem dla naj dziewczyny na świecie xp Zapytaj czy czegos jej brakuje. Albo zabierz gdzies gdzie jeszcze nie byla badz cos kup. Chyba ze juz nawet to jej niie wystarczy. A jak cie kocha to powinienies wystarczyc jej ty. Maja098 odpowiedział(a) o 11:24 Po prostu stawaj dla niej na jak Ci Bobik144 odpowiedział(a) o 00:23 Em no to wiesz niemusisz jej kuypowac prezentow ani innych zeczy !Poprostu pokaz jej ze ci na niej zaezy i tyle !A jesli cie kocha to ty jej wystarczysz !;) Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Jeżeli w trakcie sprawy rozwodowej okażę się, że żona zabrania Ci kontaktów z synem to możesz złożyć na rozprawie – ustnie do protokołu, czy w piśmie procesowym wniosek o zabezpieczenie kontaktów z synem. Oczywiście musisz również wiedzieć, że taki wniosek możesz złożyć przed wytoczeniem powództwa o rozwód czy
Byłem gównianym mężem. Dupkiem. I nie dlatego, że swoją żonę biłem, obrażałem, czy zdradzałem. Nic z tych rzeczy. Byłem dupkiem, bo nie szanowałem tego, co myśli i czuje moja żona, a co ja uważałem (mylnie) za coś naprawdę mało ważnego. A przecież kiedy dwoje ludzi się ze sobą nie zgadza, to każdemu z nich wydaje się, że ma rację. Czasami jednak tej racji nie ma… Czasami nie ma niczego „złego”. Ja lubiłem oglądać filmy, ona nie. Ona kochała naukę salsy – ja nie. Czy coś było gorsze? Czy któreś z nas robiło coś złego. Dzisiaj wiem, że nie, ale też dzisiaj wiem, że swoje zdania, upodobania powinniśmy nawzajem szanować i akceptować. Nie zawsze to, co myślimy, czujemy i w co wierzymy jest słuszne. Czasami każdy z nas się myli. Byłem dupkiem, bo przy najbliższych nam osobach ponad 10 lat temu przysięgałem mojej żonie być z nią na dobre i złe, w zdrowiu i w chorobie. Tylko śmierć miała nas rozłączyć. Miałem ją szanować i wspierać, a tymczasem byłem przy niej tylko wtedy, gdy mi było wygodnie… Bo przez wiele lat moje potrzeby były ważniejsze od jej pragnień. I wcale nie chodzi tu o jakieś wielkie rzeczy, tylko o te, z którymi ona zmagała się każdego dnia. O to, kto usiądzie z dziećmi do lekcji, kto zrobi zakupy, kto odbierze dzieci z zajęć, kto posprząta łazienkę. A kiedy próbowała mi wytłumaczyć, że coś złego się dzieje w naszym małżeństwie, kiedy chciała uświadomić mi, co dla niej jest ważne, to myślałem, że bez sensu się drze, że nie wiadomo na co się skarży. Że ona wiecznie czegoś chce i czegoś oczekuje, a ja niczemu nie jestem winien. Myślałem: – skoro jestem dobrym człowiekiem, to jestem dobrym mężem – skoro nie biję, nie piję, nie znęcam się psychicznie, to jestem dobrym mężem. Zbyt późno zdałem sobie sprawę, że dobrzy ludzie mogą być złymi mężami. Podobnie, jak bycie dobrym nie czyni każdego świetnym piłkarzem, malarzem, czy artystą. Ale my nie chcemy słyszeć o sobie złych rzeczy, zwłaszcza, gdy wierzymy, że każdego dnia poświęcamy się dla rodziny… Kiedy ona próbowała mi wytłumaczyć, co jest nie tak w naszym związku, nie słuchałem jej. Przecież się poświęcałem. Eh, tak łatwo się usprawiedliwiamy, racjonalizujemy, bronimy się i obrażamy… Dwoje dobrych, młodych i zakochanych w sobie ludzi bierze ślub… Czy będą razem za 10 lat? Dzisiaj możemy jedynie rzucać monetą, bo nikt tego nie wie. Rozwód to choroba naszych czasów. Opowiadam swoją historię, bo może ty – mężu, który jesteś dupkiem, się ockniesz, może otworzysz oczy i przestaniesz być gównianym mężem. Obrażasz się, bo to ciebie nie dotyczy? Wiem, co myślisz… „Nie jestem dupkiem, bo pracuję 50 godzin w tygodniu, żeby opłacić czynsz, samochód, wakacje, zajęcia dla dzieci! Kocham moją żonę i rodzinę”. „Nie jestem złym mężem, bo chciałbym coś zrobić dla mojej żony!”. „Nie jestem gównianym mężem! Naprawiam wiele rzeczy w domu i wokół niego. Koszę trawnik, wychodzę z psem, wynoszę śmieci, pomagam zmieniać pościel i chodzę na mecze i występy moich dzieci”. „Nie jestem złym mężem! Zawsze upewniam się czy moja żona miała orgazm, kiedy się kochamy”. „Nie jestem złym mężem, bo nie piję, pracuję, nie biję, nie wyzywam jej i nie oszukuję!”. A ja ci powiem jedno – jesteś dupkiem, mężem-dupkiem, jeśli pozwoliłeś, by twoja żona źle się czuła w waszym związku, by od ciebie odeszła. Moja żona odeszła w pewne popołudnie. To był piątek, tuż przed weekendem. Wróciłem do domu z pracy, dzieci nie było, na co początkowo nie zwróciłem uwagi. A ona stała w kuchni i na mnie czekała. Położyła obrączkę na stole i powiedziała, że odchodzi, że wróci po swoje rzeczy… Bez awantury, bez łez i krzyków. Była taka spokojna. Poczułem mrowienie na karku, bo wiedziałem gdzieś podskórnie, że to koniec, że ona jest pewna swojej decyzji. Stałem jak wryty. Ale nie wpadłem w panikę, my mężczyźni mamy większą potrzebę kontroli, niż nam się wydaje. Zwłaszcza naszych własnych emocji. Myślałem, że to jej wina, że ona wiecznie czegoś chciała, że nie zdołałem sprostać jej wizji mnie samego. A przecież tak się starałem… Suka, jak mogła tak postąpić? Też tak myślisz? To teraz uderz się w ten twój łeb i weź odpowiedzialność, choćby częściową za to, w jakim miejscu się znajdujesz. Dzisiaj wiem, że nie byłem idealnym mężem. Nie jestem nawet pewien, czy byłem dobrym mężem. Kochałem swoją żonę, chciałem, by była szczęśliwa, chciałem o nią dbać, chciałem być z nią na zawsze. Ty pewnie też. A jednak przez wiele lat mojego małżeństwa byłem samolubnym dupkiem. Pamiętam, jak kilka lat temu leciał jakiś „ważny” mecz Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Ważny dla mnie, dla tego turnieju. Żona chciała, żebyśmy gdzieś wyszli. Ale jak mogła chcieć, skoro w telewizji był tak ważny mecz? Wiedziałem, że chciała załatwić opiekę do naszych dzieci, żebyśmy mogli wspólnie, sami spędzić wieczór. Było to dla mnie nie do wyobrażenia. „Naprawdę wolisz obejrzeć mecz, niż wyjść ze mną na kolację?” – spytała. „Kochanie, ale Mistrzostwa Europy nie zdarzają się co miesiąc” – odpowiedziałem. Nie mogła uwierzyć, że wybieram mecz, a nie randkę z nią… A takich okazji nie mieliśmy zbyt wiele. Dzisiaj nawet nie wiem, kto z kim wtedy grał i jaki był wynik spotkania… Dzisiaj wiem, że każdy kolejny mecz oglądam sam, bo mojej żony i dzieci już nie ma. Tak wiem, jesteś mężem-dupkiem, który myśli sobie: „Przecież to tylko głupi mecz, nie mogła poczekać, aż mistrzostwa się skończą?”. Wyszła z przyjaciółką. A ja umówiłem się na mecz z kolegami, w końcu mieliśmy opiekę do dzieci… Wybrałem mecz, którego już nawet nie pamiętam, zamiast spędzić wieczór z żoną. Wybrałem kolegów, nie ją. To tak, jakbyś ty wrócił do domu mówiąc: „Kochanie, choć gdzieś wyskoczymy, rozmawiałem z moją mamą, przyjdzie się dziećmi zająć”. A ona siedziałaby na kanapie mówiąc, że leci ostatni odcinek „Na Wspólnej” i że ona nigdzie nie idzie, bo musi go obejrzeć. Jakbyś się czuł? A kiedy wychodzicie, kiedy spotykacie się ze znajomymi, przytulasz ją chociaż na chwilę, czy szukasz jej wzroku, by przez ułamek sekundy spojrzeć jej prosto w oczy dając tym samym sygnał: „Kocham cię, jestem tutaj”. Czy może zostawiasz wszystkie sprawy na jej głowie, bo tak ci wygodnie – prezent dla teścia, urodziny teściowej, odwiedziny przyjaciół, prezent na święta dla dzieci. Nie wtrącasz się, bo przecież ona to wszystko ogarnia. A ty z przyjemnością umywasz od tego ręce. Ale jesteś, jesteś dobry, jak tylko ona cię o coś poprosi to tak, ty oczywiście wszystko zrobisz. A ja ściągnę z ciebie trochę tego samozadowolenia i powiem ci jedno: dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Wiele można chcieć, można być gotowym poświęcić się rodzinie, mówić, że zawsze pomożesz swojej żonie i nawet w to wierzyć, ale często na słowach i obietnicach się kończy… Nic za tym nie idzie…. Dlatego bywamy gównianymi mężami. Pomyśl o tym. inspiracja:
.
  • 08zxirf0le.pages.dev/656
  • 08zxirf0le.pages.dev/372
  • 08zxirf0le.pages.dev/509
  • 08zxirf0le.pages.dev/925
  • 08zxirf0le.pages.dev/142
  • 08zxirf0le.pages.dev/986
  • 08zxirf0le.pages.dev/594
  • 08zxirf0le.pages.dev/508
  • 08zxirf0le.pages.dev/872
  • 08zxirf0le.pages.dev/261
  • 08zxirf0le.pages.dev/580
  • 08zxirf0le.pages.dev/183
  • 08zxirf0le.pages.dev/378
  • 08zxirf0le.pages.dev/760
  • 08zxirf0le.pages.dev/284
  • co zrobić żeby żona częściej się kochała